Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sasom (co do mnie, sądzę, że zawżdy najlepiej nakładać koniowi wędzidło, do którego się przyzwyczaił). Ale to jest jeno płaszczyk, pod którym skrywają swą obłudę.“ Jął stukać palcem w stół, po którym rozlało się wino, poczem mówił dalej w tym sposobie:
— „Po bitwie pod Santlache każdy z nas, baronów normandzkich, otrzymał od króla Wilema sowity dział angielskich włości. Jam również dostał pokaźny szmat ziemi“ (to mówiąc, poklepał Hugona po ramieniu), „przedsię ostrzegałem króla jeszcze na długi czas przed rokoszem, jaki wzniecił Odo... że baronowie powinni zrzec się swych majętności i zaszczytów w Normandji, jeżeli chcą być dziedzicznymi panami ziemi angielskiej. Teraz oni są ledwie nie książętami zarówno w Anglji, jak w Normandji... Ot takie wypasione kundle, co wlazłszy łapą w jedną misę, łypią ślepiami w stronę drugiej! Robert Normandzki przysłał im orędzie, że jeżeli nie będą walczyli w jego sprawie na ziemi angielskiej, to on złupi im doszczętnie ich posiadłości w Normandji. Przeto zbuntował się Clare, zbuntował się Fitz Osborne, zbuntował się i Montgomerry, jenże był jeszcze przez naszego pierwszego króla Wilema mianowany hrabią angielskim. Wyruszył ze swymi ludźmi nawet D’Arcy, którego ojciec, jako pomnę, był sobie prostym szaraczkiem koło Caen, niby ten wróblik na płocie. Jeżeli Henryk zwycięży (powiadał), tedy baronowie wszak mogą schronić się do Normandji, gdzie Robert przyjmie ich z otwartemi ramionami.