Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przygany. Schyliliśmy się nad złotem i jęliśmy miotać je garściami poza siebie, wszelakoż imając się gęsto rękojeści miecza i poglądając z pod oka na owe drzewo, którego konary niemal zwieszały się nad naszemi głowami.
— Nie wiem doprawdy, jak i kiedy djabły zeskoczyły na ziemię i jak rozpoczęła się walka. Posłyszałem jeno krzyk Hugona: „Do broni! Do broni!“ jakoby znalazł się ponownie pod Santlache. W tejże chwili jakowaś włochata łapa zdarła Thorkildowi stalowy szyszak z głowy, a koło uszu świsnęła mi strzała, co nadbiegła z okrętu. Opowiadano, że póki Witta nie dobył miecza na wioślarzy, nie udało mu się podprowadzić okrętu ku brzegowi; zasię każdy z czterech łuczników chlubił się później, że to on właśnie ustrzelił djabła, co nacierał na mnie. Nie będę sporu onego rozstrzygał, bo wprawdzie nie wiem jak tam było. Szczęście moje, iżem był w kolczudze; inaczej nie uszedłbym cało. Długim mieczem i poręcznym puginałem wiodłem bój śmiertelny ze straszliwym djabłem, który miast stóp miał ręce, a wywijał mną to naprzód to wtył jako uschniętą gałęzią. Już mnie ucapił, krępując mi tym uściskiem jednocześnie obie ręce, gdy nagle strzała wysłana z okrętu uwięzła mu pomiędzy łopatkami. Potwór wypuścił mnie ze swego objęcia. Dźgnąłem go po dwakroć mieczem, a on chromym krokiem odszedł precz, podpierając się długiemi ramiony, jęcząc i pokaszliwując. Zaraz potem, pomnę, obaczyłem Thorkilda z Borkum, jako szedł z gołą głową, pośmiewając się i uska-