Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

poprzestanie. Wobec tego, mając wrodzoną skłonność do robienia na złość, wyszła za mąż za jakiegoś oficerzynę piechoty i Biali Huzarzy nosili jakiś czas krepę na ramieniu, ale ostatecznie pogodzili się, zjawiwszy się w pełnej liczbie na ślubie, gdzie z niemym wyrzutem ustawili się w szpaler w nawie kościelnej. Wszystkich wyprowadziła w pole, począwszy od Basset-Holmera, najstarszego kapitana, a skończywszy na małym Mildredzie, najmłodszym rangą, który mógł jej dać cztery tysiące funtów rocznie i tytuł.
Jeśli kto nie podzielał ogólnego szacunku dla Białych Huzarów, to parę tysięcy „gentlemenów“ żydowskiego pochodzenia, mieszkających po drugiej stronie granicy, a noszących miano Pałkanów. Swego czasu mieli do czynienia z pułkiem urzędowo i nie dłużej niż jakich dwadzieścia minut, spotkanie to jednak, połączone z wielu nieszczęśliwemi wypadkami, zrodziło w nich pewne uprzedzenia. Od tego czasu nazywali Białych Huzarów dziećmi szatana i synami osób, których absolutnie nie możnaby spotkać w przyzwoitem towarzystwie. Ta niechęć nie przeszkadzała im jednak w napełnianiu — kosztem Białych Huzarów — pieniędzmi swych trzosów. Pułk posiadał karabiny — piękne Martini-Henry karabiny, które z odległości ty-