Strona:Rudyard Kipling - Nowele (1892).djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nazbyt dotkliwego figla swym przyjaciołom, z nietajoną jednak przyjemnością życzyli mu «szczęśliwej drogi», a chociaż nie dodawali w głos: «jedź do licha i nie wracaj więcej», można się już było domyślać skrytego w pożegnaniu zadowolenia.
Phil Garron odpływał ze stałem i mocnem postanowieniem przekonania wszystkich o ile więcej wart był niż sądzono. Tak, pracować będzie jak wół i wróci pełen zasług i chwały, by poślubić Agnieszkę Laiter. Oprócz bo ładnej twarzy, niejedną jeszcze istotną posiadał zaletę: tylko, słabego był charakteru, nader słabego. O oszczędności wiedział tyle, co nowonarodzone dziecię, chociaż zkądinąd trudno by mu było dowieść rozrzutności, tak jak nie łatwo przyszłoby określić i nazwać po imieniu szczególne jakieś jego wady. Ot, tak, poprostu, brakło mu czegoś. Do pracy i wysiłku zupełnie był niezdolny.
Agnieszka Laiter wróciła z przystani z zaczerwienionemi od płaczu oczyma. Rodzice nie pochwalali jej wyboru. Phil płynął do Dardzylingu — przystani na oceanie Bengalskim, wedle objaśnień udzielanych przyjaciółkom przez matkę Agnieszki. Płynął, lubiany przez towarzyszy podróży, łatwy do zawiązania znajomości, wiodąc umiarkowany rachunek z dostarczycielem trunków na okręcie, z każdej przystani wysyłając sążniste listy do narzeczonej. Po przybyciu na miejsce — gdzieś pomiędzy Dardzylingiem a Kangra, wziął się raźno do pracy, a chociaż i wynagrodzenie, i koń pod siodłem i rodzaj zajęcia niezupełnie odpowiadały wysnutym ideałom, chlubił się zgóry swą wytrwałością.
Z czasem, w miarę jak się wciągał w swe jarzmo i w nowe życie, obraz Agnieszki mroczyć się począł w jego pamięci, wywoływany umyślnie w rzadkich chwilach wytchnienia. Czasem, w ciągu dwóch tygodni i więcej, nie zdarzało mu się wspomnieć o niej ni razu i nagłe przypomnienie upodobniało się wspomnieniu o nie-