Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wstawaj, psubracie! — krzyknął Mowgli. — Wstań, gdy mówi do ciebie człowiek! Jeżeli mnie nie posłuchasz, to ci tą żagwią osmalę futro!
Shere Khan złożył potulnie uszy po sobie i przymknął oczy, bo płonąca gałąź mignęła mu się tuż przed nosem.
— Ten bydłobójca zapowiadał, że zabije mnie wobec waszego zgromadzenia, ponieważ nie udało mu się zabić mnie, gdym był jeszcze niemowlęciem. Ale my, gdy wyrastamy na dojrzałych ludzi, sprawiamy psom tęgie lanie...tak, o tak, tak, tak! Spróbuj-no choć wąsem ruszyć, Lungri, a wpakuję ci Czerwony Kwiat w samą gardziel!
To mówiąc, tłukł zawzięcie Shere Khana po łbie gałęzią, a tygrys skomlał i skowytał, przejęty śmiertelną trwogą.
— Tfu!... A teraz umykaj, oszelmowany leśny kocie! Ale zakarbuj sobie w pamięci, że gdy następnym razem przyjdę, już jako człowiek, na Skałę Narady, głowę moją i plecy zdobić będzie skóra Shere Khana!... Posłuchajcie i wy, pozostali! Akela będzie żył i ma prawo chodzić, gdzie mu się podoba. Wy nie odważycie się go zabić... bo ja na to nie pozwolę! Nie myślcie też, że pozwolę wam tu jeszcze siedzieć i bezczelnie wywalać jęzory, jakbyście byli czemś więcej, niż psami, które w tej chwili przegonię na cztery wiatry!... Huzia! Huzia!...
Płomień na końcu gałęzi rozgorzał oszaleniającym blaskiem, a Mowgli siekł na odlew w prawo i w lewo po całem zgromadzeniu. Wilki wśród