Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Teraz jesteś ich panem! — rzekła półgłosem Bagheera. — Ocal od śmierci Akelę. On zawsze był ci przyjacielem.
Akela, posępne stare wilczysko, który nikogo w życiu nie prosił o zmiłowanie, rzucił błagalne spojrzenie na Mowliego. Chłopak stał nagi w świetle gorejącej żagwi, rozrzucającej wokoło drżące i chybotliwe cienie, a grzywa czarnych włosów rozwiała mu się groźnie nad karkiem.
— Dobrze! — ozwał się Mowgli, wodząc dokoła roziskrzonym wzrokiem. — Widzę, że jesteście psubraty! Porzucę was i pójdę do moich współplemieńców... o ile oni istotnie są moimi współplemieńcami. Dżungla jest przede mną zamknięta, winienem zatrzeć w sobie pamięć waszej gwary i obcowania z wami... ale okażę się bardziej wspaniałomyślnym od was. Ponieważ byłem waszym bratem, różniącym się od was jedynie krwią, przeto obiecuję wam, że gdy będę człowiekiem i zamieszkam między ludźmi, nie zdradzę was, jak wyście mnie zdradzili, nędznicy!
Kopnął nogą ognisko, aż skry rozsypały się wokoło.
— Ani ja ani nikt z moich nie będzie napastował Wilczej Gromady. Ale zanim od was odejdę, muszę wpierw uiścić się z pewnego długu.
Podszedł do Shere Khana, wpatrującego się głupowato przymrużonemi oczyma w ogień, i schwycił go za sierść na podgardlu. Bagheera na wszelki wypadek nie odstępowała ani na krok od przyjaciela.