Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będzie go ciągnął za ogon ani zamykał do klatki, to Rikki-Tikki będzie hasał swobodnie przez dzień cały to w domu to poza domem. A teraz dajmy mu coś do jedzenia.
Dano mu kawalątko surowego mięsa. Rikki-Tikki zjadł z apetytem, a potem wyszedł na werandę, siadł w słońcu i nastroszył sierść, by wysuszyć ją do reszty. Poczuł się znacznie lepiej na zdrowiu.
— Oho! w tym domu można odkryć więcej rzeczy, niżby potrafiła odkryć cała moja rodzina w całem swojem życiu. Niema co! Zamieszkam tutaj i zacznę czynić poszukiwania.
Przez cały dzień czynił wyprawy odkrywcze po całym domu. To omal nie utopił się w cebrzyku, to znów wetknął nosek do atramentu, stojącego na biurku, i sparzył się cygarem, wlazłszy dużemu człowiekowi na kolana, by przyjrzeć się, jak powstają litery na papierze. O zmierzchu wbiegł do pokoju dziecinnego, by przyjrzeć się zapalaniu lamp naftowych, a gdy Teodorek położył się do łóżka, Rikki-Tikki wgramolił się niezwłocznie i położył się obok niego. Nie zasnął jednak wraz z chłopcem, bo za każdym szmerem korciło go, by wstawać, nadsłuchiwać i badać, skąd się szmer bierze. Tak było przez noc całą. Gdy wkońcu weszli do pokoju rodzice Teodorka, by popatrzeć na śpiącego synka, ujrzeli, iż Rikki-Tikki siedzi i czuwa na jego poduszce.
— To mi się nie podoba — odezwała się matka Teodorka. — On jeszcze gotów kiedy pokąsać nam dziecko.