Strona:Rudyard Kipling - Kaa na polowaniu.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poznać, czy i ona się gniewa, ale oczy Bagheery błyszczały zimno, jak dwa jaspisy.
— Zadawałeś się z ludem małp... z małpami szaremi... z narodem, nieznającym praw... wszystkożernym. O, to bardzo nieładnie!
— Kiedy Baloo wybił mnie po głowie — odezwał się Mowgli, leżąc wciąż nawznak — odszedłem, i małpy szare spuściły się z drzew, żeby się nade mną użalić. Nikt inny nie pomyślał o mnie.
I zaczął szlochać.
— Litość małp! — mruczał Baloo. — Spokój górskiego potoku! Chłód słońca letniego! I cóż dalej, mały człowieku?
— Dalej... przyniosły mi orzechów i dużo innych przysmaków, a potem wzięły mnie na ramiona i zaniosły na szczyty drzew i tam powiedziały mi, że jestem ich bratem z krwi, z tą tylko różnicą, że nie mam ogona, i że z czasem zostanę ich wodzem.
— One nie mają wodzów — rzekła Bagheera. — Skłamały, jak zawsze.
— Były bardzo dobre dla mnie i prosiły, żeby do nich powrócić. Dlaczego nikt mnie dotąd nie zaprowadził do narodu małp? One chodzą na dwóch nogach, jak i ja. Nie szturchają nikogo ogromnemi łapami. Bawią się po całych dniach. Puśćcie mnie do nich! Puść mnie, nieznośny Baloo! Chcę pójść do nich i bawić się z niemi!
— Posłuchaj, mały człowieku — rzekł niedźwiedź głosem, rozlegającym się jak grzmot wśród ciepłej nocy. — Nauczyłem cię praw, szanowanych przez wszystkie ludy puszczy, oprócz ludu