Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kiej przyszliśwa do Kanhiwary — zaczęła z lękiem opowiadać Messua — Anglicy mieli nam dać pomoc przeciw naszym wsioskim sąsiadom, co to chcieli nas spalić. Czy pamiętasz, jak to było?
— Juści, żem tego nie zapomniał.
— A kiej już to angielskie prawo było wyrychtowane, poszliśwa do onej wioski, kaj żyli ci źli ludziska... Ale na próżnośmy tam szukali... Znikła kędysi i ani śladu z niej nie ostało...
— I to sobie przypominam — odrzekł Mowgli, a nozdrza jakoś rozdęły mu się dziwnie.
— Wówczas mój chłop wzion się do roboty... Przynajął się za parobka, sługiwał w różnych miejscach, uprawiał rolę, aż w końcu, że to mój chłop był człek silny i nie ułomek, dorobiliśwa się jakosik kawałka własnego gruntu. Nie taki to dostatek, jaki był w dawnej naszej wiosce, ale co ta wiele potrzeba... na nas dwoje!...
— Gdzież jest on... ten człowiek, co to grzebał w brudnej ziemi w ową noc pełną trwogi?
— Zmarło mu się... już przed rokiem...
— A ten? — zapytał Mowgli, wskazując na dziecko.
— To mój synaczek... urodził się dwie wiosny temu... Jeżeli jesteś bożkiem, to go obdarz łaską kniei, żeby był prześpieczny pośród twego... pośród twego ludu... jakeśmy byli prześpieczni za twoją sprawą w oną noc pełną strachu...
Mówiąc to, wzięła na ręce dziecko, które zapomniawszy lęku, pochyliło się naprzód, by pobawić się nożem, wiszącym na piersiach Mowgliego. Mowgli przezornie chwycił go za rączkę, odsuwając drobne paluszki od tej niebezpiecznej zabawki.
— Jeżeli to ty jesteś Nathoo, którego mi porwały tygrysy — mówiła dalej Messua, łkając — to on jest two-