Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

życową pełnią Nowej Gwary, rozlewającą swe blaski po skałach i wodach, wkradającą się pomiędzy pnie i łodygi i przeświecającą się przez milionową gęstwę liści. Pomimo wszelkich strapień, Mowgli rozśpiewał się pieśnią zachwytu, gdy ruszył na włóczęgę.
Nie włóczęga to raczej była, lecz lot, albowiem chłopak obrał sobie za kierunek drogi długie, pochyłe zbocze, wiodące ku żuławom północnym skroś matecznika, którego prężne, miękkie ścielisko tłumiło wszelki odgłos kroków. Człowiek wychowany wśród ludzi, byłby się przedzierał z trudnością przez ten ostęp i nieraz by się potknął lub pobłądził w złudnej księżycowej poświetli; natomiast Mowgli, dzięki gibkości swych mięśni zaprawionych wieloletnim ćwiczeniem, mknął chyżo i lekko, niczym piórko. Gdy jaki pień zmurszały lub ukryty kamień wymknął mu się spod nogi, on nawet nie zwalniał kroku, ale bez najmniejszego wysiłku — bez myśli niemal — uchylał się od niebezpieczeństwa. Ilekroć znużył się stąpaniem po ziemi, czepiał się oburącz, jak małpa, grubych zwojów pnączy i raczej płynął niż wspinał się hen ku najwyższym gałęziom, po czym wędrował sobie zielonymi gościńcami, póki mu to nie zbrzydło — a wówczas zjeżdżał z powrotem na ziemię po długiej liściastej krzywiźnie. Były tam ciche liściaste jamy, opasane wilgotnymi skałami, gdzie ledwie można oddychać wskutek ciężkiego zapachu nocnych kwiatów oraz rozwijającego się pąkowia. Były i ciemne aleje, gdzie światło miesięczne słało się pasmami, przypominającymi prążkowane marmury w nawie kościelnej. Były i gąszcze, których rosiste młode podszycie zakrywało go do piersi i jakby ramion mnóstwem przytrzymywało go w pasie. Były i wzgórki wieńczone złomem skalnym, gdzie przeskakiwał z kamienia na kamień ponad kryjówkami strwożonych lisiąt. Nieraz doleciało go z dala — ledwo dosły-