Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skarżając świat cały o obłudę. Majtkowie aż zataczali się ze śmiechu. Co w tej sprawie najdziwniejsze (pominąwszy już owo przerażające zimno), to, że gdy przestałem się krztusić i narzekać, w moim worku podgardlnym nie było nic zgoła!
Adiutant uczynił wszystko, co było w jego mocy, by opisać wrażenia, jakich doznał po przełknięciu siedmiofuntowej bryły lodu, przywiezionej z Wenham Lake na amerykańskim lodowniku (w owym czasie jeszcze nie było w Kalkucie fabryki lodu sztucznego, więc trzeba było ten towar sprowadzać okrętami); ponieważ jednak nie wiedział dokładnie, co to lód, a szakal i Mugger nigdy nawet lodu nie widzieli na oczy, przeto anegdota spaliła na panewce.
— Wszystko zdarzyć się może temu, kto widział łódź większą trzykrotnie od Mugger-Ghatu! — zadrwił krokodyl, zamykając ponownie lewe oko. — Moja wioska wcale nie jest mała!
Nad głowami rozmawiających rozległ się świst donośny — i po moście przemknął się pośpieszny pociąg, zdążający do Delhi. Wagony lśniły rzęsistym światłem, a ich cienie sunęły trop w trop za nimi po wodzie. Wszystko to wśród dudnienia, poszczęku, grzechotu jęło się oddalać hen w gęstwę mroku. Atoli Mugger i szakal byli tak przyzwyczajeni do tego tartasu, że nawet nie odwrócili głowy.
— Czyż to mniej dziwne od łodzi trzy razy większej od Mugger-Ghatu? — zagadnął ich marabut, spoglądając w górę.
— Widziałem jak budowano to dziwo, jak ty je zowiesz, moje dziecko — rzekł Mugger. — Widziałem, jak wznoszono filary mostu, a ilekroć spadł z nich jakiś człowiek (przeważnie chodzili nadzwyczaj zręcznie, ale zdarzało się, że spadli), to ja zawsze spełniłem, co do mnie nale-