Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Tutaj znane mi tylko jedno hasło: moje własne!“
Kaa potoczył się naprzód, a zwrok mu się roziskrzył. „Kto mi kazał przyprowadzić Człowieka?“ zasyczał.
„Oczywiście że ja“, szepnął stary Cobra. „Od dawna już nie widziałem Człowieka, a ten mówi nadto naszym językiem“.
„Ale o zabiciu nie było mowy. Jakżeż mogę powrócić do Dżungli i powiedzieć wszystkim, żem go zaprowadził na zgubę?“ rzekł Kaa.
„Nie mówię nigdy o zabijaniu — przed czasem. A co się tyczy twego odejścia lub pozostania, oto dziura w murze. Idź w spokoju, ty tłusty małp dusicielu! Trzeba mi się tylko zlekka dotknąć twego grzbietu i nie obaczy cię więcej Dżungla. Żaden Człowiek nie odszedł stąd z tchnieniem w piersiach. Jam strażnik Skarbu królewskiego Miasta!“
„Ależ powiadam ci, ty biała glisto podziemna, ależ mówię ci, że tu niema żadnego miasta, ani króla. Dżungla — Dżungla jest nad nami“, krzyczał Kaa.

Ilustracja — jaskinia pełna skarbów, w środku dwa węże, szczerzące zęby, i człowiek.

„A tutaj dotychczas Skarb. Jedno tylko jeszcze stać się może. Zaczekaj chwilę Kaa, wężu skalny, i przypatrz się jak chłopak będzie biegał. Jest tutaj obszerne miejsce do popisu. Pobiegaj sobie po jaskini, chłopaczku, poigraj sobie“.
Mowgli położył dłoń na głowę Kaa z niewzruszonym