Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XIV.

JESZCZE wkońcu — nim nasi znajdą go żołnierze,
Nim mu z odsieczą przyszły i miecze i włócznie —
JESZCZE wobec swych panów mówił o swej wierze,
Jak pan do niewolników — hardo i buńczucznie;
JESZCZE, choć go niewoli złamała męczarnia,
Chociaż go rozszarpali giaurowie-oprawcy —
JESZCZE wkońcu, choć widział, że mrok go ogarnia, —
Przywołując Allaha, zmarł śmiercią wyznawcy.
(Kizilbashi.)

Proszę mi wybaczyć, panie Heldar, ale... ale czy tu się na nic nie zanosi? — zagadnął pan Beeton.
— Nie!
Dick właśnie się zbudził, aby rozpocząć drugi dzień pełen czarnej rozpaczy, wobec czego był w usposobieniu nader popędliwem.
— Rozumie się, że mnie nic do tego, panie łaskawy; zawdy powiadam: „Pilnuj swego jenteresu, a niechta inni pilnują swego“; ale pan Torpenhow, zanim odjechał, dał mi do zrozumienia że... kto wie, czy się pan nie przeniesie, że tak powiem, do własnego domu... jakiegoś takiego domu z pokojami na górze i dole, gdzie panem lepiej się zaopiekują... chociaż i ja staram się obsłużyć należycie wszystkich lokatorów. Czy pan tego o mnie nie powie?
— Aha! Pewno to miał być dom obłąkanych! Nie będę pana jeszcze trudził takiemi przenosinami. Proszę mi podać śniadanie i zostawić mnie w samotności.
— Spodziewam się, panie łaskawy, że nie popełniłem złego... pewnikiem sam pan wie, że — ile ta człek