Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pominąłem, bo Nilghai kładł mi w uszy, czego się podówczas nauczyła armja niemiecka i jak Schmidt mustrował niemiecką konnicę. Nie umiem gadać po niemiecku. Jak to brzmi w ich języku? „Utrzymywać takt a musztra sama trzymać się będzie“. Muszę kierować się własną wytyczną, mój stary.
Tempo ist Richtung. Dobrze nauczyłeś się tłumaczenia — odpowiedział Nilghai. — On mówi prawdę, Torp; trzeba go puścić luzem.
— Może się mylę, i to bardzo mylę... ile tylko mylić się można. Muszę o tem osobiście się przekonać, podobnie jak wszystko winienem osobiście sam przemyśleć, ale nie będę sobie zawracał głowy niczyjemi radami. Boli mnie to wielce... bardziej nawet niż wam się zdaje... że jechać nie mogę... ale nie mogę, i kwita. Powinienem własnemi siłami wykonywać własne dzieła i prowadzić własny tryb życia, gdyż ponoszę odpowiedzialność za jedno i drugie. Nie myśl tylko, Torp, że to dla mnie zabawka. Mam-ci ja własne zapałki i siarkę, więc w razie czego potrafię sam się uskwarzyć w piekle, bez niczyjej pomocy.
Zapadła cisza, przykra i kłopotliwa; przerwał ją Torpenhow, odzywając się kusząco:
— Co mówił gubernator północnej Karoliny do gubernatora Karoliny południowej?
— Wspaniała uwaga. Zbyt długa już przerwa pomiędzy jednym kieliszkiem a drugim. Świadczy to, że stajesz się sensatem, mój Dicku — rzekł Nilghai.
— Wyzwoliłem swą duszę, mój czcigodny Binkie, napakowawszy mu w gębę pierza. — To mówiąc, Dick podniósł wciąż jeszcze oburzonego psiaka i potrząsnął nim pieszczotliwie. — Wpakowano cię do worka,