Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rozumiem.
— Wszystko inne przybywa z poza obrębu naszej istoty. Doskonale. Jeżeli z całym spokojem zasiadamy do pracy, chcąc odtworzyć nadarzone nam wrażenia, zdołamy (albo i nie zdołamy) wykonać jakąś rzecz niezgorszą. Zależy to po większej części od umiejętności posługiwania się środkami technicznemi. Lecz z chwilą, gdy zaczniemy myśleć o sławie i o wrażeniu, wywołanem przez nasze dzieła... gdy zaczniemy zerkać w stronę Galerji... tracimy talent, urok pendzla, słowem wszystko. Tyle przynajmniej wiem z doświadczenia. Ale ty, zamiast zachować spokój i całą mocą swego talentu oddać się pracy, trapisz się tem, czego nie można ani dopiąć, ani udaremnić w jednej chwili. Czy nie tak?
— Łatwo ci rozprawiać w ten sposób. Twoje prace podobają się ludziom. Czyż ty nigdy nie myślisz o Galerji?
— Aż nadto często; ale za każdym razem ponoszę karę, tracąc cząstkę talentu. Takie to proste, jak reguła trzech. Jeżeli poniżamy i zbywamy dzieła sztuki, wyzyskując je dla celów osobistych, tedy i nasza sztuka będzie nas poniżać... a ponieważ jesteśmy słabsi, więc poniesiemy klęskę.
— Ja nie traktuję lekko mej roboty. Wiesz, że jest mi ona wszystkiem.
— Ma się rozumieć... jednakowoż, świadomie czy nieświadomie, zawsze dwa pociągnięcia pendzla przeznaczasz dla siebie, a tylko jedno dla sztuki. To nie twoja wina, kochanie. Ja czynię to samo... i wiem, że to czynię. Większość szkół francuskich i wszystkie szkoły tutejsze wdrażają swoich uczniów do zarabiania na własną sławę, grając na ich próżności. Mnie mówiono, że cały świat interesuje się memi dziełami, a u