Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kupię to — rzekł Dick skwapliwie — za cenę, jakiej pani żąda.
— Cena moja jest zbyt wygórowana, jednakże przypuszczam, że pan będzie równie wdzięczny, jeżeli...
Nieobeschły jeszcze szkic wyfrunął z trzepotem z rąk dziewoi i upadł na tlejące zarzewie kominka. Gdy podniosła go za chwilę, był już beznadziejnie zaczerniony.
— O całkiem zniszczony! — ozwała się Maisie. — A ja go wcale nie widziałam. Czy był podobny?
— Dziękuję pani, — rzekł Dick szeptem do rudowłosej dziewicy i oddalił się pośpiesznie.
— Jak ten człowiek mnie nienawidzi! — wybuchnęła dziewica. — A jak on kocha ciebie, Maisie!
— Co za brednie!.. Wiem, że podobam się bardzo Dickowi, ale on ma swoją robotę, a ja swoją.
— Tak, ty mu się bardzo podobasz, a myślę, że on się, bądź co bądź, rozumie na niektórych zaletach Impresjonizmu. Czy tego nie widzisz, Maisie?
— Czy widzę? Co mam widzieć?
— Nic... wiem tylko, że gdyby na mnie jakiś mężczyzna zechciał tak patrzeć, jak on patrzy na ciebie, jabym!... sama nie wiem, cobym zrobiła. Ale on mnie nienawidzi. O, jak on mnie nienawidzi!
Nie miała zupełnej słuszności. Nienawiść Dicka została na parę chwil złagodzona wdzięcznością, poczem Dick na śmierć zapomniał o dziewicy. Pozostało mu tylko poczucie wstydu, które podsycał ustawicznie brnąc przez park mgłą zalany.
— W tych dniach będzie wybuch, — mówił z wściekłością. — Ale nie jest to winą Maisie; ona w swojem przekonaniu ma słuszność, całkowitą słuszność, a ja nie mogę czynić jej wyrzutów. Ten cały skweres ciągnie się bezmała przez trzy miesiące. Trzy miesiące!.. a dzie-