Strona:Rozbitki (Józef Bliziński) 058.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nazwiska, ale z tej samej familji tak się różnili.
Kotwicz. Czy z Maurycym rzeczy już ułożone?
Dzieńdzierzyński. Comment?
Kotwicz. No, niby z panną Pauliną.
Dzieńdzierzyński. Możemy sobie już mówić: kuzynie (całuje go).
Kotwicz. Bardzoby mi było przyjemnie, ale... jeszcze, kto wie? czy pańska córka go kocha?
Dzieńdzierzyński. Co za pytanie, naturellement że go kocha... i jak! oboje się kochają.
Kotwicz. Tem gorzej (tajemniczo) gdyby do pana coś doszło przypadkiem o nim, zachowajcież to przy sobie.
Dzieńdzierzyński. Comment?
Kotwicz. W sekrecie przed panną Pauliną.
Dzieńdzierzyński. Nie rozumiem kuzyna.
Kotwicz. Maurycy ma dziś pojedynek.
Dzieńdzierzyński (przerażony) Com... comment? (pada na kanapę) W oczach mi pociemniało... po pojedynek... dziś?... (p. c. słabym głosem) Z kim?
Kotwicz. Ze Straszem.
Dzieńdzierzyński. E!
Kotwicz. Co? e!
Dzieńdzierzyński. Kpiny. Z nim? (wstaje).
Kotwicz. Z nim.
Dzieńdzierzyński. Onby się miał pojedynkować? jakiś dependent, który miał do czynienia tylko z piórkiem i z knajpą?
Kotwicz. Ja sam nie spodziewałem się spotkać w nim tyle odwagi i zimnej krwi... pokazało się, że jest gotów na wszystko.
Dzieńdzierzyński. Ale o cóż im poszło?
Kotwicz. Jakto, pan nie wiesz?
Dzieńdzierzyński. Wiem, że mu pokazano drzwi, i bardzo dobrze zrobiono... nie może mieć o to pretensji.
Kotwicz. Innego był zdania; mszcząc się zbezcześcił rodziców niedoszłej żony i Maurycy go wyzwał.
Dzieńdzierzyński. Maurycy! co za szaleństwo, jemu nie wolno się narażać... mógłby zginąć.
Kotwicz. Nic niepodobnego. Jako wyzwany Strasz ma pierwszy strzał, a strzela podobno arte; odgrażał się z fanfaronadą, że trupem położy napastnika.
Dzieńdzierzyński. Trupem! (łamiąc ręce) kuzynie!
Kotwicz. Kto wie, czy niezawcześnie jeszcze ten tytuł, panie Dzieńdzierzyński.
Dzieńdzierzyński. Na Boga! żeby przypadkiem Pola o tem się nie dowiedziała.
Kotwicz. To panu nie wskrzesi zięcia, jeżeliby zginął.
Dzieńdzierzyński. Vous avez raison!... (chodzi; p. c) Trzeba koniecznie znaleźć na to jaki sposób... Kiedyż ma być to spotkanie?
Kotwicz (patrząc na zegarek) Fe, jak to czas leci... Do widzenia, nie chciałbym się spóźnić.
Dzieńdzierzyński. Dokądże?
Kotwicz. Na plac.
Dzieńdzierzyński. Po co?
Kotwicz. Jestem sekundantem Strasza.
Dzieńdzierzyński. Comment? hrabia jego sekundantem?
Kotwicz. Nie mogłem mu odmówić... nie miał nikogo. Zresztą,