Strona:Rozbitki (Józef Bliziński) 049.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Władysław. Nie przypominaj mi tej chwili. Kochałem cię i kocham jeszcze. Cios był straszny, ale świadczę się Bogiem, że sam przed sobą tłómaczyłem cię, i chcąc ci ulżyć ciężaru poświęcenia, sądziłem, że nic innego nie pozostawało mi, jak usunąć się zupełnie.
Gabrjela. Władysławie, nie mogłam się zdobyć na tyle odwagi, żeby to uczucie które nas łączyło wystawić na próbę w walkach z powszedniemi kłopotami. Idąc za innego, poświęcam się dla rodziców, dla wymagań naszego położenia... ale... jedynych chwil które mnie robiły szczęśliwą nie zapomniałam.. one zawsze są tu przytomne.. wyrwij je, jeżeli potrafisz, ucałuję ci ręce, ale to nie w twojej mocy!
Władysław (pod wpływem jej spojrzenia) Gabrjelo!
Gabrjela. Wiesz więc wszystko. Jeżeli z zimną krwią będziesz śledził moje miotania się w tych więzach narzuconych mi wyższem zrządzeniem, nie znajdując słowa pociechy, jednego spojrzenia, któreby mi czyniło lżejszą tę walkę, dasz dowód..
Władysław (porywając ją w objęcia) Więc zerwij te więzy! pójdźmy, nie oglądając się na następstwa.. przy mojem sercu cię otulę, zapomniesz o wszystkiem coś przeszła... ale otrząśnij stopy z tego kału, w który cię wepchnięto, uleć z niego aniołem czystym, godnym tego poświęcenia bez granic, jakie ci gotów jestem ślubować.
Gabrjela (płacząc) Władysławie, jak ty mi utrudniasz drogę i tak już pełną cierni.
Władysław (po chwili, zimno) Nie rozumiem cię kuzynko... czegoż więc wymagasz odemnie?
Gabrjela (j. w.) Pobłażliwości! rachowałam na to, że niezapomniesz o nas, że będziesz moją podporą.
Władysław. Lituję się nad tobą, biedna zbłąkana kobieto... o! bo ty tego bardzo potrzebujesz.
Gabrjela. Litości!... (namiętnie) Ja potrzebuję serca, nie litości.
Władysław (surowo) Moje jeden raz w życiu zabiło nadzieją, ale to dawno minęło. Twoja własna ręka uciszyła to bicie i dziś ja jestem sobie zwyczajnym człowiekiem oddychającym prozą, za jedyne bóstwo uznającym obowiązki, a owoc zakazany nie przestaje być dla mnie zakazanym, choćby tchnął najponętniejszemi obietnicami. To są rzeczy zanadto poetyczne dla prozaika, zbyt niskie dla człowieka honoru.
Gabrjela (n. s.) Boże!
Władysław. Więc zapomnij o tem, co przed chwilą powiedziałem... przepraszam cię za mimowolne uniesienie, była to prosta omyłka serca... źle zrozumiałem twoje słowa.
Gabrjela (z dumą) Więc zgrzeszyłeś tłómacząc je w pospiechu fałszywie. Rzuciłeś mi w twarz największą obelgę, jaką kobieta usłyszeć może. (z płaczem) Żegnam cię!
Władysław. Gabrjelo!

SCENA XI.
Gabrjela, Władysław, Strasz, (wchodzi głębią).

Strasz (w dobrym humorze, nacięty ale się trzyma; we fraku i białym krawacie) A! moja narzeczona... i kuzynek.. (do Władysława) Dawno niewidzianego... (do Gabrjeli, chcąc wziąść jej rękę)