Strona:Rozbitki (Józef Bliziński) 045.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Łechcińska (we drzwiach) Proszę panniuńci, fryzjer przyszedł.. (znika; Gabrjela podaje rękę Poli, poczem robi parę kroków na lewo. Po chwili wraca się i rzuca w jej objęcia, ściskają się kilkakrotnie, poczem Gabrjela śpiesznie wychodzi na lewo).

SCENA VI.
Pola (później) Maurycy.

Pola (sama, stoi przez kilka chwil zamyślona z rękami splecionemi przed sobą; p. c.) Biedna, biedna ona!... a jednak gdyby chciała, mogłaby być szczęśliwą... bo ja widzę co się w jej sercu dzieje... (p. c) Chcieć, czyż to dosyć?... a ja?... czyżbym nie chciała.. czyżbym dla niego nie poświęciła wszystkiego.... ale któż wie, czyby mnie nie spotkał najboleśniejszy zawód?... może lepiej kazać milczeć uczuciu... Boże! Boże! kto mi wskaże co mam zrobić!... (ukrywa twarz w dłonie, p. c.) Czy też to wszystkim tyle niepokoju robi to nieszczęśliwe serce? (zamyśla się; p. c. idzie w głąb, przy drzwiach spotyka się z Maurycym, który wchodzi).
Maurycy. Pani sama?
Pola. Przed chwilą rozeszłyśmy się z Gabrjelą. A pan już skończyłeś konferencję z ojcem... o cóż to szło? słyszałam jakby jakąś sprzeczkę.
Maurycy (zakłopotany) Robiłem ojcu pewną propozycję, na którą nie przystawał.
Pola. Cóż to było?
Maurycy (z wahaniem) Powiedziałbym pani, ale..
Pola. O, jeżeli tajemnica, to nie wymagam. (kaszle).
Maurycy (troskliwie) Pani przechodzisz przez korytarz tak lekko ubrana, a tam są przeciągi... przyniosę pani coś cieplejszego... futro...
Pola. O! niech się pan nie fatyguje... te kilka kroków... zresztą ten szal taki ciepły... (kaszle i dobywa chustkę, przyczem wypada fotografja) Do widzenia. (wychodzi).

SCENA VII.
Maurycy (późn.) Dzieńdzierzyński.

Maurycy. Pani coś zgubiłaś (podnosi fotografję i idzie z nią do drzwi) Panno Paulino... (nagle wstrzymuje się) Co widzę! czy mnie wzrok nie myli... to ja! (z wzrastającem uniesieniem) ja! o Boże!... więc ona mnie kocha!... kocha mnie! kocha!... (chodzi wielkiemi krokami) nie wierzę mojemu szczęściu... (p. c. innym głosem) ale naturalnie że kocha... inaczej, czyżby nosiła przy sobie moją fotografję? ja tak samo miałem ją tu, zawsze, na sercu (dobywa fotografię) Mój aniołek najdroższy! moje szczęście jedyne!... o! teraz tem bardziej muszę doprowadzić do skutku moje zamiary, choćby ze strony ojca były przeszkody... Niech ma dowód niezbity, że nie cofnę się przed niczem, co może mi zapewnić jej posiadanie.. (całuje fotografję kilkakrotnie; żartobliwym tonem). A! moja pani, toś ty mnie kochała a tyle mi nadokuczałaś, dla jakiegoś błahego przywidzenia... poczekaj! zemszczę się! (z tkliwością) zemszczę się poświęcając ci całe moje życie, aniele mój... Ah! jakiż ja jestem szczęśliwy! (chodzi ogromnemi krokami cisnąc skronie rękami).
Dzieńdzierzyński (staje we