Strona:Rozbitki (Józef Bliziński) 031.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gabrjela. Nie potrzebujesz robić przedemną tajemnicy... wiem jaki znowu macie kłopot.
Maurycy. Wiesz, i pytasz się co mnie wzburzyło?... Powiedz mi, po co to odgradzać się od ludzi chińskim murem pretensji kastowych, kiedy sami go przekraczamy i grzęźniem w błocie dając broń przeciwko sobie tym, którymi zkąd inąd każdy z nas pogardza? jakiż piekielny urok ma ten pieniądz, że dla niego...
Gabrjela (z uśmiechem) Bo jest najlepszym stróżem honoru i tarczą przeciwko wszelkim pociskom...
Maurycy. Winszuję ci, że możesz w tej chwili dowcipkować.
Gabrjela. To tylko dowodzi, że widzę jasno sytuację, nie tak jak mój braciszek, który uwziął się od niejakiego czasu rozpływać w sentymentalizmie i zamiast działać energicznie, bajronizuje... Ja bo widząc co się dzieje, postanowiłam sobie choćby kosztem największych ofiar dźwignąć się i stanąć silną przeciwko wszystkiemu, co mi los może zgotować.
Maurycy. Tylko że tych ofiar nie bardzo potrzebujesz, a jeżeli będą jakie to lżej wam przyjdzie znieść je we dwoje. Szczęśliwa jesteś, zazdroszczę ci, nikt wam obojgu nie będzie miał prawa zarzucić brudnej rachuby, możecie iść do celu z podniesioną głową.
Gabrjela. Nie rozumiem cię.
Maurycy. Już to, że poznałaś się na tym człowieku, stawia cię bardzo wysoko.
Gabryela. O kim mówisz?
Maurycy. Pytasz się? naturalnie o Władysławie.. On tam został i układa się, bo ja byłem bezsilnym... Gdybyś wiedziała jak to wziął do serca... o, on cię kocha prawdziwie.
Gabrjela. Czy aż tak, że się zwierza? dzieciaki jesteście.
Maurycy. Nie miej mu tego za złe... twoja wzajemność tak go uszczęśliwia!
Gabrjela. A ty zkąd wiesz o mojej wzajemności?
Maurycy. Wnosząc z tego co mi mówił...
Gabrjela (żywo) Cóż ci mówił?
Maurycy. Że jest pewnym twojego serca... i nic dziwnego, zasługuje na to, byś go kochała.
Gabrjela (śmiejąc się z przymusem, zirytowana) Czy za swoją zarozumiałość? I toż jest ten praktyczny, trzeźwo patrzący Władysław? Jeżeli miałam jaką słabość do niego, nie dawało mu to prawa robić mnie przedmiotem studenckich przechwałek.
Maurycy. Co ty mówisz?
Gabrjela. Ubliżył mi... a zresztą uczucie, jeżeli je bierze na serio, robi go egoistą.. dla dogodzenia mu, dla jakichś romansowych urojeń, chce ze mnie zrobić ofiarę... nie cierpię go teraz.

SCENA VII.
Poprzedzający, Władysław.

Władysław (wchodząc prędko głębią; do Maurycego) Zgadnij jaki obrót rzeczy wzięły?... tego się nigdy nie spodziewałem... (ciszej) Gabrjela wie?
Maurycy. Wie.
Władysław (do Gabrjeli, biorąc jej rękę) Chciałem usilnie załatwić jakoś ten interes, bo kłopoty wasze oddawna już stały się mojemi.