Strona:Rozbitki (Józef Bliziński) 009.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez Poniatowskich... ale.. w każdym razie, to już tylko... dobra szlachta... więcej nic...
Łechcińska. No, to i to nie bagatela! Poniatowscy... i niechżeby im przyszło co robić, pracować na życie, Jezus! oni tak przyzwyczajeni do państwa, do wszelkich wygód, czyżby to mogli przenieść? chociaż nasza pani, to święta, anielska kobieta! pełna rezygnacji, a co za matka! nie ma ofiary, którejby nie była gotową zrobić dla dzieci... bo czyż to nie prawdziwa ofiara, pozwolić panu Maurycemu żenić się z córką takiego Dzieńdzierzyńskiego? zkądże to wyszło? jakiś kupiec!
Kotwicz (z gorzką ironją) Także miljoner... (p. c. zniechcenia) Te pieniądze o których pani Łechcińska wspomniała, to pewno po referendarzu.
Łechcińka. Być może... nie wiem.
Kotwicz (machnąwszy ręką). Na księżycu.
Łechcińska. O, bardzo przepraszam, nie na księżycu... Ah! gdyby był referendarz jeszcze trochę pożył, inaczejbym śpiewała... byłby się ożenił ze mną, jak amen w pacierzu... ale i tak mi zapisał. Zapierają mi szachrują, przekupują w sądach, ale wydobedę! wydobędę! choćby mi przyszło nie wiem co...
Kotwicz. I dużo to tego?
Łechcińska. Pokaże się w swoim czasie... ah! jaki hrabia ciekawy... (n. s.) Jezus! żebym ja go też złapała. (głośno) Ale my tu gadu gadu, a nic o interesie. Niechże hrabia się postara tego Strasza sprowadzić dziś do nas koniecznie... trzeba to zrobić dla pani...
Kotwicz (z godnością). Dla czegoż kuzynka nie raczyła wtajemniczyć mnie w powody?
Łechcińska. Dla czego, dla czego... wszystko opowiem szczegółowo, tylko siadajmy, bo mi nogi ścierpły... (siadają na ławeczce po prawej) Otóż, widzi hrabia, rzecz się ma tak... (tuż za nimi pada strzał, Łechcińska z wielkim krzykiem rzuca się Kotwiczowi na szyję; on podobnież drgnąwszy, chwyta ją w pół) Jezus! jakżem się przelękła... (spuszczając oczy i odejmując ręce) Przepraszam hrabiego... nie wiedziałam, co się ze mną dzieje...
Kotwicz (nie puszczając jej) Ale fe! taka nieostrzelana?.. (n. s.) One jednak wszystkie mają w sobie coś te kobiety... (pada drugi strzał i zaraz po nim śmiech; oboje z krzykiem padają sobie w objęcia).
Łechcińska (zrywając się). Ah! dla Boga! oni nas jeszcze postrzelą, jak matkę kocham... Uciekajmy stąd, znajdźmy sobie jaki kącik spokojny do pogadania.
Kotwicz. Jest racja, pójdźmy do kątka. (wychodzą spiesznie w głąb ku prawej stronie).

SCENA III.
Maurycy, Władysław, Dzieńdzierzyński (potem) Michałek.
(Dzieńdzierzyński w eleganckim stroju myśliwskim z wszystkiemi przyborami, przy kordelasie, ale mina mieszczańska; wyrazy cudzoziemskie wymawia mocno polskim akcentem).

Dzieńdzierzyński. Tak się strzela, moi panowie... cały nabój w centrum! (do Władysława wskazując