Strona:Romeo i Julia (William Shakespeare) 052.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Książę wyraźnie zabronił podobnych
Starć na ulicach. Merkucio! Tybalcie!
(Tybalt odchodzi ze swoimi).
Merkucio. Zranił mię. Kaduk zabierz wasze domy!
Nie wybrnę z tego. Czy odszedł ten hultaj
I nie oberwał nic?
Benwolio.Jestżeś raniony?
Merkucio. Tak, tak, draśniętym trochę, ale rdzennie.
Gdzie mój paź? Chłopcze, biegnij po chirurga.
(Wychodzi paź).
Romeo. Zbierz męstwo, rana nie musi być wielką.
Merkucio. Zapewne, nie tak głęboka, jak studnia,
Ani szeroka tak, jak drzwi kościelne,
Ale wystarcza w sam raz, ręczę za to.
Znajdziesz mię jutro spokojnym, jak trusia.
Już się dla tego świata na nic nie zdam.
Bierz licho wasze domy! Żeby taki
Pies, szczur, kot, na śmierć zadrapał człowieka!
Taki cap, taki warchoł, taki ciura,
Co się bić umie jak z arytmetyki!
Po kiego czorta ci się było mieszać
Między nas! Zranił mię pod bokiem twoim.
Romeo. Chciałem, Bóg widzi, jak najlepiej.
Merkucio. Benwolio, pomóż mi wejść gdzie do domu.
Słabnę. Bierz licho oba wasze domy!
One mię dały na strawę robakom:
Będę nią i to wnet. Kaduk was zabierz!
(Wychodzą: Merkucio i Benwolio).
Romeo. Ten dzielny człowiek, blizki krewny księcia,
I mój najlepszy przyjaciel, śmiertelny
Poniósł cios za mnie; moją dobrą sławę
Tybalt znieważył; Tybalt, który niema
Godziny jeszcze, jak został mym krewnym.
O, Julio! wdzięki twe mię zniewieściły
I z hartu zwykłej wyzuły mię siły.
(Benwolio powraca).
Benwolio. Romeo, Romeo, Merkucio skonał!
Mężny duch jego uleciał wysoko,
Gardząc przedwcześnie swą ziemską powłoką.
Romeo. Dzień ten fatalny, więcej takich wróży:
Gdy się raz zacznie złe, zwykle trwa dłużej.
(Tybalt powraca).
Benwolio. Oto szalony Tybalt wraca znowu.