Strona:Romeo i Julia (William Shakespeare) 049.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Są one nakształt prochu zatlonego,
Co, wystrzeliwszy, gaśnie. Miód jest słodki,
Lecz słodkość jego graniczy z ckliwością.
Julia. Czcigodny spowiedniku, bądź pozdrowion.
O. Laurenty. Romeo, córko, podziękuje tobie
Za nas obudwu.
Julia.Pozdrawiam go również,
By dzięki jego zbytniemi nie były.
Romeo. O! Julio, jeśli miara twej radości
Równa się mojej, a dar jej skreślenia
Większy od mego: to osłodź twym tchnieniem
Powietrze, i niech muzyka ust twoich
Objawi obraz szczęścia, jakie spływa
Na nas oboje w tem błogiem spotkaniu.
Julia. Czucie bogatsze w osnowę, niż w słowa,
Pyszni się z swojej wartości, nie z ozdób;
Żebracy tylko rachują swe mienie.
Mojej miłości skarb jest tak niezmierny,
Że i pół sumy tej nie zdołam zliczyć.
O. Laurenty. Pójdźcie, załatwim rzecz w krótkich wyrazach,
Nie wprzód będziecie sobie zostawieni,
Aż was sakrament z dwojga w jedno zmieni.
(Wychodzą).


AKT TRZECI.


SCENA I.
Plac publiczny.
(Wchodzą: Benwolio, Merkucio, paź i słudzy).


Benwolio. Oddalmy się stąd, proszę cię, Merkucio.
Dzień dziś gorący, Kapuleci krążą;
Jak ich zdybiemy, nie unikniem zajścia,
Bo w tak gorące dni krew nie jest lodem.
Merkucio. Podobnyś do owego burdy, co, wchodząc do winiarni, rzuca szpadę i mówi: daj Boże, abym cię nie potrzebował! a po wypróżnieniu drugiego kubka, dobywa jej na dobywacza korków bez najmniejszej w świecie potrzeby.
Benwolio. Masz mię za takiego burdę?