Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w co wierzymy. Tylko umysł nasz jest wolny, ciało zaś okuwają łańcuchy. Jesteśmy wciśnięci w społeczeństwo i podlegamy jego prawom. Nie możemy się wyłamać, nie niwecząc samych siebie. Nawet jeśli są one niesłuszne, możemy jeno sąd o nich wydać, ale słuchać musimy.
— Mamo, wypierasz się życia własnego... Czy sądzisz, że nie wiem nic o buntach twoich, o walkach, o niemożności znoszenia tego, co dotyka niesprawiedliwie ciebie i innych? Buntowniczko moja! Gdybyś nią nie była, nie kochałbym cię tak bardzo!...
— Nie, nie bierz sobie mnie za przykład! Ach, to kara moja!... To niesłuszne. Mówiłam już, że żyłam naoślep, kierowana tylko wrodzonemi uczuciami, namiętnościami kobiecemi, sercem przeczulonem, które drży nocą za lada dotknięciem... Mężczyzna... nie powinien się modelować na wzór kobiety. On może, on powinien wymotać się z przysłon natury, widzieć jaśniej i dalej.
— Zaczekaj! Dojdziemy tam zaraz, a nie wiem, czy nie zechcesz cofnąć się wstecz. Narazie powiedz mi, czy wypierasz się buntów swoich?
— Każdy był klęską.
— Ale każda klęska... przyznaj... była wyzwoleniem.
— Cała udręka była tylko zmianą kajdan na inne. Jest ich mnóstwo niezliczone. Wyzwalając się z jednych, wpadamy w drugie... A może kajdany są potrzebne?...
— Mówisz przeciw sobie. Aż do ostatniego dnia życia będziesz rozpiłowywała kajdany swoje.
— A jeśli czynię źle? Jeśli ograniczony instynkt, buntując się, czyni więcej jeszcze zła mnie samej i innym? A jeśli należałoby okupić ład i porządek zapomocą rezygnacji... to cóż w takim razie?
— Nie próbuj, mamo, przywłaszczać sobie słów ge-

331