Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uśmiechów i miodowej grzeczności na wykrzywionych twarzach.
Nie brak atoli nigdy przyjaciół gotowych powtórzyć nam miotane oszczerstwa i to dla naszego dobra. Obowiązek łączy się tu z przyjemnością.
Obowiązku tego podjęła się skwapliwie Trotée (wdowa Trottat, a właściwie Tortrat), praczka, która onego czasu opluła oficera niemieckiego, potem zaś, ujęta energją Anetki, objawiała w szpitalu hałaśliwą skruchę. Miała około czterdziestki, była kobietą dobrą, sprytną, ale lubiła popijać. Od pamiętnego dnia popisywała się skrajnym pacyfizmem, rzucając go napastliwie prosto w nos dobrotliwym żandarmom, zaś dla Anetki żywiła niezmierną sympatję, bez którejby się obeszła doskonale. Ale mieszkały drzwi w drzwi. Trotée miała swą klientelę, przeto trzeba było tolerować praczkę i jej klepadło.
Anetka ustępowała w niejednem ze względu na teściową, z nią mieszkającą. Różniły się bardzo te dwie kobiety. Trotée była pyskata, mocna, wyciosana od siekiery, koścista, o wielkim nosie burgundzkim, zaś matka Guillemette, drobna, cicha i miła. Przekroczyła już siedmdziesiątkę. Jako druga żona rolnika z pod Arras zapoznała się z wojną. Mała ich posiadłość spłonęła doszczętnie, a mąż umarł ze zgryzoty. Przyjęła to z pokorą. Przez całe tygodnie, będąc pod ogniem przeciwników, nie czuła urazy ani dla niszczycieli mienia, ani tych, którzy ściągnęli na nią klęskę. Litowała się nad obozującymi u niej nieprzyjaciółmi i zdumiewała ich godnością. Przekonawszy się, że nic przeznaczenia zmienić nie zdoła, a wszystkie z trudem gromadzone zapasy na nic, wskazała gościom kryjówki, gdzie zgromadziła swe skarby, mówiąc:
— Bierzcież, biedni chłopcy! Jedzcie, dopóki żyjecie. Ja jestem za stara. Mnie już niczego nie trzeba.

187