Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wprowadziła ją do siebie, usiłując uspokoić. Położyła się. Apolonja legła przy łóżku, miotając dzikie słowa. Anetka położyła jej dłoń na ustach, by nie zbudził się chłopiec w pokoju przyległym... (słuchał oddawna już). Z tego zalewu słów urywanych, Anetka wyłowiła wkońcu... prawdę. Dreszcz ją przejął lodowaty.
Noc mijała. Skulona na dywanie Apolonja mruczała, ryczała, milkła, to znów modliła się szaleńczo. Wreszcie zasnęła z otwartemi ustami, chrapiąc. Anetka nie spała wcale. O świcie, przy pierwszych blaskach, wychyliła się z łóżka, spozierając na śpiącą z głową przewróconą wstecz i wzniesionym dzikim pyskiem przerażonego pościgiem zwierzęcia. Była to jakby antyczna maska, o grubych rysach, straszna i groteskowa, maska Gorgony bez oczu, których bielmo wyraża niemy krzyk rozpaczy. Gorgona zbudziła się pod jej spojrzeniem. Zaledwo dostrzegła nad sobą te badawcze oczy, wstała porywczo i chciała odejść. Anetka powstrzymała ją, a Apolonja wykrzyknęła:
— Czegóż to chcesz pani jeszcze? Puść mnie! Wyrwałaś mi pani z ust chleb, uwalany w łajnie, moją hańbę, moje całe dobro... Czegóż chcesz więcej? Nienawidzisz mnie, gardzisz mną, pani! Ja także. Jestem plugawa. Ale więcej warta od pani!
— Nie nienawidzę was, Apolonjo — powiedziała Anetka — ale żałuję.
— Napluj na mnie, pani!
— Nie mnie przysługuje sąd. Wasz Bóg to zrobi. Ale jesteście szalona i lituję się nad wami. Świat cały, zresztą, szaleje. Nikt nie wie, czy jutro nie zwarjuje... Ale nie możecie, Apolonjo zostać tu dłużej.
— Wypędzasz mnie, pani?
— Muszę bronić syna.
— Gdzież mam się podziać?

106