Strona:Respha.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I doszedł ten pomruk do Dawida.
Stroskany pytał:
— Czyjaż więc wina? Czyj grzech dowiedziony, głośny, a bezkarny.
Odpowiedziano mu:
— Jak głodne z jaskiń wypędzone niedźwiedzie najgłośniej porykują Gabaonity, że bezkarną została krzywda, którą Saul im uczynił bo z gorliwości dla synów judzkich i izraelskich chciał z granic tej ziemi wyplenić Gabaonitów jako nie są oni z synów Izraela.
Przywołano ich. Stanęli przed królem mężowie z Gabaonu prawdziwie jak niedźwiedzie zgłodniałe, którym boki zapadły, a ślepia krwawo błyskają.
Dawid łagodnie do nich przemówił:
— Cóż mam wam uczynić, czem was ubłagać abyście przestali złorzeczyć tej ziemi, dziedzictwu Pańskiemu? Zostało saulowych bogactw wiele, mam-li wam je rozdać.
W dzikim uśmiechu obnażyły się ich zęby.
— Nie nasycim się, rzekli, ani pragnienia nie ugasimy złotem i srebrem Saula. My pomsty głodni. Chciał nas wyplenić, my chcemy jego nasienie wyplenić. Daj nam syny i wnuki Saula.
A przed domem Dawida, jak okiem zasięgnąć, wzgórza okryły się ludem.