Strona:Respha.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I wszystkaś mi piękna a pachniesz rozkwitłą jabłonią.
— A dzieci? — zawołała wyrywając mu się. A o dzieciach co powiesz?
Starszy miał dwa lata i zwał się Armoni. W białej koszulce przybiegł bosemi stopkami i odpychając matkę wspinał się ku rękom Saula. Na łóżku w zwojach pomiętej pościeli półroczny nagusek tłuściutki i różowy, z paluszkiem w wilgotnej buzi przyglądał się im, wymachując nożynami.
Matka porwała go na ręce i poczęła z nim kręcić się po izbie jak szalona. Podrzucała maleństwo jak jabłuszko, wreszcie posadziła je sobie na głowie i podbiegła z nim do Saula, który gonił ich oczami.
— A ty nie wiesz, co on już umie ten mądry Mefiboset! Powiedz mu — daj rączkę.
Saul wyciągnął obie dłonie a tłuścioszek począł w nie uderzać piąstkami.
Rozsiedli się wszyscy razem i spletli rękoma.
— Dobrze nam przy tobie nasz królu.
Saul popatrzył na nią.
— Czemu mię tak zowiesz?
— Alboś nie królem naszym, a my nie królestwo-ż twoje, a toż nie królewięta malutkie nasze?
Miękką dłonią powiodła po jego włosach, na których nieco jeszcze oliwnej tłustości zostało.