Strona:Respha.pdf/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie napędził. Książkę zrodziła zima. Jej zawiązki musiały powstać z gawęd lub marzeń w zimowe wieczory gdy ciało się kuliło z chłodu, dłonie wyciągały ku ognisku, myśl zaś — jędrniejsza i skupiona — poczynała błyszczeć, świecić i grzać silniej niż płonące polana. Malutkiego widzę siebie nad Starym Testamentem i Emilem. Dla czego te książki? Kto mi je dał — nie mam pojęcia. Księgozbiór mieliśmy dość liczny; dostęp do niego — dla dziecka, którego niktby nie posądził o chęć zgłębienia idei Rousseau’a — nie był kontrolowany; łapałem co chciałem, czytałem w kąciku. Więc — Biblja, Emil, Don Kichot, Gulliwer, Robinzon, Przyjaciel Dzieci, Tygodnik Ilustrowany z powieścią Zacharjasiewicza Mąż upatrzony i ilustracjami z wojny francusko-pruskiej, Ballady Mickiewicza, Pan Tadeusz (głośno przez kogoś czytany), Nieboska i Irydjon (głośno przez matkę czytane dla starszych), małe tomiki klasyków polskich, lub dla odmiany wyciągnięty z półki duży tom historji powszechnej Cezara Cantu — albo, co lepsze olbrzymia księga Słownika Lindego, cięższa odemnie — w której chyba szukałem obrazków. Nauczyłem się czytać mając lat sześć, może i nieskończonych; w siódmym począłem zakładać swoją biblioteczkę. Pierwszą książeczką, którą kupiłem w księgarni Arcta w Lublinie, był mały tomik Lilii Wenedy, drugą Mindowe (zdaje się