Strona:Rej Figliki 084.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
S ſzalonego łbá ſkrzynká pewna ná rozum.

MAdry ieden uźrżawſzy chłopá wſzetecżnego,
Dziwuiąc ſie ſzaleńſtwu y poſtáwam iego.
Rzekł, ktoby chciał rozum ſkryć by go nie ſzukano,
Cżyſtą ſkrzynkę s tego łbá ná to udziáłano.
By nabárziey záglądał, by napilniey kryſlił,
Aby tu miał rozum być, ktoby ſie domyſlił.
By to byłá náturá ucżyniłá Oſłá,
Wnetby z worem do młyná, mielibychmy poſłá.



Co táńcowáć nie umiał.

ZYemiánin ſie ożenił, náſz proſtak u dworá,
Y nieumiał táńcowáć bez dudy potworá.
Pánnę mu wywiedziono, pięć piſzcżkow zágráło,
Chłopiſko iáko wryte, pośrzod izby ſtało.
By mi iecháć do domu, ia nie poydę tego,
A co ia wiem iáko z nich, mam ſłucháć ktorego.
Aż mu potym gdzieś chłopá, z dudámi nábyli,
Ledwo páná náſzego w tanek wypráwili.



Szwiec ubogi z bogátym.

BOgáty ſzwiec ubogim poſpołu mieſzkáli,
Pátrony co im ſłużą ſwoie wſpomináli.
Ubogi Mikołáiá, bogáty Dawidá,
Co mu dawał pieniędzy, ná ulicy żydá.
Zyd ſie tego dowiedzyał, więc złoty cżyrwony,
Włożył, y wnet mu poſłał, do gęśi piecżoney.
On ią poſłał chlubiąc ſie onemu drugiemu,
Ten ukazał rádſzey wierz pátronowi memu.