Strona:Rej Figliki 042.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Co pániey niechciał kupić.

STátecżnego przywiedli, łotrowie do pániey,
Do dobrey towárzyſzki, ſiadł ſobie podla niey.
Pomácawſzy zá pieśi, pyta zacżby byłá,
A oná mu coś drogo názbyt záceniłá.
Powiedzyał iż nie mogę, ták drogo kupowáć,
Cżegobych miał do ſmierći ná potym żáłowáć:
I Tákżeby nam káżdemu targ przyſtało cżynić,
Obacżyć ná co kupia ma ná potym wynidź.



Co złotego gębą ſzukał.

ŁOtrzy cżyrwony złoty w drewnie poſtáwili,
Ktoby gi wziął zębámi, á ocży zákryli.
Ten gi ſobie iuż miał wziąć, iednego wpráwili,
Ten dybye do złotego, rzyć mu wyſtáwili.
Máca gębą mláſkáiąc, áż w dupę cáłował,
A kiedy go odkryli, bárzo ſie fráſował.
I A ták gdy co cżynić maſz, rádzęć ſie rozmyſláć,
Niechceſzli po ogonie, ni ſem z gębą kryſláć.



Co mnimał iż Mſza ma być z obiádu.

JEdnego z náſzey bráciey ná obyad proſzono,
Przyſzedł wcżás áno kwiatki, obroz potrzęſiono,
Nákłádzyono ſerwetow, troćiſzkow, ſolnicżek,
A on wnet záſię ná zad, poſzedł miłoſnicżek.
Potym go ugoniwſzy, przecż idzyeſz pytáli,
Abowiem iuż potráwy, wnet będą ſtáwiáli.
Rzekł: mnimałem áby to ku Mſzy gotowano,
A iam odſzedł piecżonki, iuż iey dopiekano.