Strona:Recenzja z książki - Jan Świderski Zręby filozofii organicznej.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

JAN ŚWIDERSKI: Zręby filozofii organicznej. Warszawa, 1936, str. 460.
Utwór ten wyróżnia się przede wszystkim jedna cechą kardynalną: oto robi wrażenie, że Autor zerwał zupełnie z klasyczną problematyką dzisiejszej, a nawet i dawnieszej filozofii i powrócił do tych czasów, gdy tworzono systemy całościowe, opisujące wprost t. zw. „istotę bytu”, w terminach ogólnych, przeważnie hypostazyjnych, nie uwzględniając tego, co jest właśnie w Istnieniu problematyczne, i z czym walcząc ontologia, we wszystkich sprzecznych ze sobą pozornie odłamach, wykształciła swoje zasadnicze bloki problemów wspólnych. Każdy gatunek ontologii, od solipsyzmu, poprzez idealizm, psychologizm, a dalej realizm: od witalizmu do monadyzmu, od materializmu fizykalnego do reizmu, załatwiał właściwie jeden i ten sam problem główny: dwoistego Istnienia, tj. ujętego w formułę następującą: „ja cielesny i świat poza mną z innymi stworami żywymi i materią martwą, a wszystko ujęte w formę czaso-przestrzenną”, akcentując, zależnie od założeń swych podstawowych, jedną, lub drugą jego stronę. Ale sama problematyka, wykwitająca na tym niezaprzeczenie dwoistym stanie rzeczy, była jedna zawsze: stosunek t. zw. z niemiecka, „psychicznego” do „fizycznego”, materii martwej do żywej zindywidualizowanej, fizyki do bijologi z jednej strony, a do psychologii z drugie, to były zagadnienia główne, do których przyłączał się problem stosunku psychologii do logiki, kontyngencji pierwszej do apodyktyczności drugiej, jako kwestia poboczna, ale tym nie mniej jadowita.
Zależnie od założeń dostawały elementy Istnienia różne wskaźniki wartości i innym stawał się przez to obraz świata, znajdując się raz bliżej raz dalej od tego poglądu, w którym przeżywamy nasze życie codzienne.
Ta klasyczna problematyka zdaje się być prawie zupełnie obcą Autorowi „Zrębów”. Tak, jak prymitywni mędrcy greccy opisywali „istotę” świata: jeden jako wilgoć, drugi jako ogień, a dalej jedni jako byt niezmienny, inni jako ruch czy zmianę, a jeszcze inni stwierdzali napewno, że istotą wszystkiego jest liczba, tak samo Świderski zdaje się opisywać Byt swojej wizji w podobny co do swego charakteru sposób. „Patrzcie”, — zdaje się mówić — „ukażę wam świat, jakim jest, a jakim dotąd nikt go wam jeszcze nie ukazał; jakim go zresztą codzień widzicie, nie dostrzegając jego utajonej istoty”. W całej książce przebija nastrój odkrycia czegoś w Istnieniu, co nigdy jeszcze nie było przedmiotem myśli ludzkiej.
Ale wizja tego świata w ujęciu Świderskiego pozbawiona jest całkowicie wszelkiej problematyczności, jak w ogóle w filozofiach emanacjonistycznych neoplatońskiego typu, do którego również należą wszelkie dzisiejsze pseudo-wiary i „niedowiedze” okultystyczne i teozoficzne. „Świat jest takim, bo takim jest, a takim jest, bo jest takim” — jak mawiał o pewnych koncepcjach filozoficznych Schopenhauer, mając zdaje się na myśli Hepla, z którym, jak ze wszystkimi twórcami wielkich hypostazyjnych koncepcji, łączy wiele cech wspólnych Świderskiego.
Z tej „wysokości” ujęcia problemy klasycznej filozofii (jak dla Wrońskiego np. i jego uczniów) zdają się być zagadnieniami nędznymi, które oni rozstrzygają z góry mimochodem, według swych najogólniejszych założeń. Cóż z tego, kiedy pojęcia, którymi z taką wprawą operują, pochodzą właśnie z tego niskiego „planu”, przez nich pogardzanego: jakiś „Wszechrozum” jest „pochodną” od naszego nędznego rozumu, który bynajmniej nie jest niższą od swego pierwowzoru tajemnicą. Pozorne pierwowzory takie nic nie są w stanie nam wyjaśnić, gdy nie rozłożymy najpierw pojęć tego typu na ich składowe pojęcia, że tak powiem „codzienne”, od których się one niestety wywodzą.