Strona:Rabindranath Tagore-Poczta.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Amal:
Wiesz, wczoraj spotkałem człowieka, który był głupi jak ja.
Madhav:
Niemożliwe!
Amal:
Na barkach niósł kij bambusowy, u kija chwiał się z przodu tłumoczek, w lewej ręce trzymał garnek miedziany i szedł tak przez łąkę, w starych butach, jak wymierzył, prosto w góry. Spytałem go: „Dokąd idziesz?“ Odpowiedział: „Nie wiem“. Spytałem znów: „Po co idziesz?“ Rzekł: „Rozglądam się za pracą“.
Powiedz, wujaszku, czy ty także musisz rozglądać się za pracą?
Madhav:
Pewno, że muszę; wielu z nas rozgląda się po drodze.
Amal:
Cudownie! Chciałbym wędrować jak oni, możebym przecie znalazł robotę.
Madhav:
A jeśli będziesz szukał i nie znajdziesz nic?
Amal:
Wówczas pójdę dalej i będę się cieszył.
Patrzyłem na człowieka, który w podartych butach powoli kroczył drogą. A kiedy przyszedł nad wodę, płynącą u stóp figowca, zatrzymał się i nogi obmył w strumieniu. Potem dobył z zawiniątka nieco mąki, utartej fasoli, zwilżył je wodą i począł spożywać. Potem związał węzełek, włożył go na plecy i przeszedł wbród rzeczułkę. Prosiłem ciotkę, by pozwoliła mi zjeść śniadanie, tak jak ten człowiek, nad brzegiem strumienia.