Strona:Pył (opowiadanie norweskie) 004.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jechałem z przyjemnością. Niedawno upadł śnieg. Śród białego krajobrazu, powietrza przesiąkniętego atmosferą śnieżną, fiord wydawał się zupełnie czarnym. Drugi brzeg był niedaleko, ponad nim wznosiły się wysokie skały, obecnie też ubielone.
Skoro tylko wjechałem w las, zapanował on całkowicie nad memi myślami. Na sosnach pokładły się wielkie płaty śniegu; przeważnie jednak pokryta nim była część wschodnia; pozostało jednak tyle jeszcze drzew nieosypanych, że cały las w swej białej szacie, lśnił ciemnozielonym blaskiem; tu i ówdzie wychylała się uparcie gałąź zupełnie zielona.
Wkrótce ukazał się i właściwy Skogstad i podwórzec. Rzeka szemrała zdaleka, w oddali widniał szereg czerwonych dachów zabudowań. Po obu stronach podwórza stały domy robotnicze, oddzielone lasem lub parkiem.
Odwróciłem się teraz od mego towarzysza podróży — fiordu, i zajeżdżałem do dworu. Tam, gdzie się park kończył, zaczynał się ogród, a wzdłuż niego przechodziła mniej więcej równa droga. Niegdyś był i tutaj las, ale po nim pozostały tylko resztki, tworzące po obu stronach prześliczną aleję, jednakże wielkie, stare drzewa gdzieniegdzie już dały się zastąpić młodemi, a ten zagajnik był tak gęsty, że dwór, do którego dojeżdżałem, chwilami znikał mi z oczu zupełnie. Ale baśń śnieżna i tu szła za mną.


II.

Wrażenia, jakie daje nam natura odgrywają dużą rolę w oczekiwaniu tego, co ma nastąpić.
Kobietę, ową jasnowłosą, którą niegdyś widziałem, i którą za chwilę miałem ujrzeć, wyobraziłem sobie