Przejdź do zawartości

Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szyć, iż Agatce mąż do wiernych rąk oddał wszystko — kassę, rachunki, klucze... Chwaliła go niezmiernie.
Potem głuchy regimentarz, zapytawszy pana Leńkiewicza czy słyszał kiedy jak konfederaci, za Augusta Mocnego, hetmana Pocieja łapali, a on od nich umykał, — i nie czekając odpowiedzi począł zwykłą swą historyę Pociejowską, którą domowi od lat dziesięciu na pamięć umieli.
Obiad skończył się, gdy Pociej drugiego konia dosiadał.
Zaraz po kawie chciał jechać Leńkiewicz, ale panna Tekla względem aktoratów mając wątpliwość, wezwała go jeszcze na małą konferencyjkę.
Tu na uboczu, widać że się spotkała z jakimś nieokiełznanym wzrokiem deputata, bo prędko skończywszy naradę, szybko się oddaliła od stolika. Leńkiewicz się zaraz pożegnał i odjechał.
Nie mówiła nic pułkownikówna pisarzowéj, ale sobie dała słowo, że więcéj już do Pacewicz Leńkiewicza nie poprosi.
Jakoś tak jéj patrzył w oczy — jakby chciał powiedziéć, że bardzo kocha — czuła to wyraźnie, a znieść nie mogła.
Ubolewała nad tém w duchu, że nawet na najrozumniejszego człowieka spojrzéć nie można, ażeby sobie zaraz czegoś nie imaginował.
Odprawiony Leńkiewicz, z powodu (jak słychać było) słabości matki staruszki pojechał w Mozyrskie. Niebytność jego zaraz się czuć dała spra-