Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wprawdzie dłużéj z nim będąc, słuchając go gdy mówił, głosem pełnym uczucia i wyrazu, a bardzo miłym i łagodnym — wstręt pierwszy mijał — można się było pogodzić nawet z fizyognomią; coś zawsze jednak zostawało gburowatego, niezgrabnego, dzikiego w tym człowieku, a panna Tekla lubiła piękne maniery i ogładę.
Wreszcie poczciwy deputat miał być ubogim, stosunkami się nie odznaczał, bo pochlebcą i dworakiem być nie umiał.
Nikomu w Pacewiczach na myśl nie przychodziło ażeby kiedykolwiek Leńkiewicz miał, mógł stanąć w liczbie pretendentów. Już sam jego wózek pokryty wyszarzanym kilimkiem i poduszką skórzaną, para koni małych, tłustych, ale niezgrabnych, woźnica w kapocie; strój jego szary i skromny — usuwały myśl wszelką o — konkurach.
Kawalerowie nie zwykli się tak stawić tam gdzie ich serce prowadzi. Każdy występuje raczéj nad możność niż skromnie a ubogo.
I panna Tekla skłonną była przypisywać odwiedziny Leńkiewicza jego pamięci i przyjaźni dla Iwanowskiego, tylko czasem jakieś mętne, czasem zbyt ogniste spojrzenia obawę w niéj wzbudzały.
— Powinien to sobie wyperswadować, gdyby mu nawet zaświtało w głowie — mówiła w sobie — boć jawne niepodobieństwo.
I ruszała ramionami.
Tymczasem sprawa z przeszkodami, które jéj