Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to mu jéj płacić nie będzie. Kilkaset złotych chudych położywszy na stół horodniczy, ani exorty, ani katafalku nie zamówił. Proboszcz człowiek pobożny, w milczeniu okiem nań rzuciwszy — pieniędzy ze stołu nie ruszył i rzekł.
— No to ja go pochowam bez waszmości, panie horodniczy. Tak mi mój obowiązek i przyjaźń dla nieboszczyka nakazuje.
Horodniczy się rozśmiał i owe paręset złotych, złemi tynfami wyliczone zaraz do trzosa zagarnął.
— A, i owszem — rzekł — przyda mi się to na proces z pułkownikówną. Uniżony sługa... chowajcie go sami... nie oponuję... Wiem, że gdybym był pierwszy zdechł, aniby grosza nie dał za moją duszę, ani by za konduktem poszedł.
Pogrzeb w istocie odbył się kosztem plebana, który umyślnie go starał się uczynić okazałym. Przybył i przeor Dominikański, i kilku mnichów, i exorta nie bez aluzyi była wypowiedziana.
Panna Tekla, nie odstąpiła od tego ażeby iść za trumną, i być na pogrzebie przytomną. Nic ją od tego odwieść nie mogło. Ludzie dziwili się widząc jak z podniesioną głową, wyprostowana, śmiało patrząc i nie okazując żadnéj słabości niewieściéj — wytrwała w czasie całych exekwij, odprowadziła ciało do grobu, rzuciła na nie ziemi garść i odeszła do powozu z majestatycznym spokojem.
Horodniczy, który się może obawiał przykrego akiegoś spotkania i przyjaciół nieboszczyka, wca-