Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzach ludzi czytać było można śmierci przeczucie. Panna Tekla po nużącéj drodze sama w krześle usnęła niespokojnym snem gorączkowym.
Gdy się przebudziła i Iwanowski już nie spał, dopytując o nią czy nie przybyła. Doktor go powoli przygotowywać musiał do widzenia się z panną, obawiając aby zbyteczne wzruszenie nie przyspieszyło katastrofy.
Tekli wstrzymać nie było podobna, wyrwała się pisarzowéj, odepchnęła doktora, i wszedłszy do pokoju chorego, z płaczem mu się rzuciła na szyję. Szreter myślał, iż go to w miejscu ubije, lecz stało się inaczéj.
Iwanowski z wielkiego szczęścia orzeźwiał, odżył, w ręce całując bohdankę, jakby od niéj czerpał życie. Zrobiło mu się lepiéj. Cud się stał.
Lecz panna Tekla, gdy w mroku pokoju, którego okna były pozasłaniane, oswoiwszy z niem oczy przypatrywać się poczęła twarzy Jana, przerażoną została straszną w niéj zmianą. Dni tych kilku dosyć było, aby prawie do niepoznania wychudł i wyżółkł — oczy tylko żyły jeszcze... i nieschodziły z bohdanki.
Przyczyniło się może do powiększenia choroby jego to, że się obawiał śmierci, że żyć chciał niezmiernie, że sama myśl iż szczęścia, które miał już w ręku nieosiągnie, do rozpaczy go przyprowadzała. Teklunia, chociaż widok Iwanowskiego, straszne w niéj potwierdził przeczucia, starała się go pocieszać i uspokajać.