Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Grzeczność jéj nawet miała w sobie coś ostrego i nieprzystępnego. Tryb ten obchodzenia się z ludźmi, niezmieniał się u niéj dla nikogo, tak samo stawała przed królem i prymasem, jak w obec najuboższego szlachetki.
Słabostką księżnéj było — zdumiewać nauką i rozumem. W istocie na swój czas, na swą płéć, na stan była znakomicie oczytaną — pamięcią obdarzona olbrzymią, że zręczność niewieścia pomagała jéj do popisu z tém co uzbierała — nie jeden przy niéj w gębie języka zapomniał.
Cieszyło ją to wielce, gdy jurystę, duchownego lub słynącego z nauki w ciasny kąt zapędziła.
Trafiało się jéj rzadko, by ktoś śmiał wziąć nad nią górę i nie dał się jéj pobić — choć przez należną rewerencyę — ale w takim razie nie darowała nigdy upokorzenia. A kto się jéj naraził, jak nieboszczykowi ojcu, choć jak ów niemogła mścić się krwawo — nie przebaczyła mu nigdy.
Nie lubiła téż aby obok niéj kto z kobiet zwłaszcza — czémkolwiek na siebie ściągnął oczy. Chciała we wszystkiem i wszędzie pierwszą być i jedyną.
Dnia tego gdy ją we dworze Nowogrodzkim już rozgospodarowaną znajdujemy, — a było to ku końcowi Maja — księżna Barbara, wedle uwagi panny Jacenty, która ją najlepiéj znała — na coś złego nastąpić musiała. Wstała z łóżka nachmurzona, głos jéj ostrzej brzmiał niż zwykle, zburczała pierwszych których spotkała.