Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z głosu w drugim pokoju można ją było wziąć za mężczyznę, a że miała zwyczaj pod boki się brać i duże nogi trzymać szeroko, zdala téż wyglądała jak chłop tęgi w długim kontuszu.
Panna Jacenta była dworu postrachem, szanowano ją, słuchano jak saméj księżnéj.
Nienadużywała jednak swojego znaczenia, bo znając panią wiedziała, że obok niéj swojéj woli nikt się miéć nie ważył...
Księżna Barbara słusznego wzrostu, pięknie zbudowana i mimo wieku trzymająca się młodo, uderzała nawet tych co niewiedzieli kto była, wielką powagą i wyrazistością fizyognomii. Panią zdala czuć było... Szła, patrzała, mówiła, rozkazująco, spokojnie ale z tą siłą, która opozycyi żadnéj nie znosi.
Twarz, nosząca jeszcze niestarte ślady wielkiéj piękności, z oczyma czarnemi i śmiałemi, z usty małemi bardzo i dumnie zaciśniętemi, z czołem szerokiem, małym podbródkiem — biała i rumiana — nie miała wdzięku niewieściego, lecz uderzała wyrazem rozumu i energii.
Z góry spoglądała na świat księżna — jakby na nim równego sobie nieznała nikogo. Z majestatycznego spokoju i téj pewności siebie nic jéj nigdy wywieść nie mogło. Poruszona mocno zarumieniła się czasem, odprostowywała jeszcze bardziéj, choć i tak zawsze do zbytku się wyprostowaną trzymała. usta jéj wydymały się, oczy przymrużały — ale natychmiast chłód swój pogardliwy niemal odzyskiwała.