Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szel dusił, a on co najprędzej do kieliszka się uciekał i pił zapamiętale.
Między dwoma braćmi Iwanowskiemi różnica była niezmierna. Starszy elegant, młody, przystojny, blondyn z oczyma ładnemi niebieskiemi, oprawnemi ślicznie, z wąsem jak ze złota ulanym, z twarzą świeżą i płcią delikatną, — do tego bardzo wykwintnie ubrany; — śmiały, rozmowny, należał widocznie do grona wielbicieli, choć może nie śmiał się jeszcze zbliżać natrętnie do pięknéj pułkownikównéj.
Młodszy, niby to do niego podobny — bo każdy by w nich poznał braci, różnił się od tamtego jak niebo od ziemi. Rysy miał też same, ale ironicznym śmiechem zwykłym mu, wykrzywione, oczy szyderskie, a w całéj twarzy jakiś wyraz cierpki, odstręczający. Słynął już naówczas jako jurysta niepospolity.
Tego o żadne sentymenta posądzić nie było można. Jadł, pił, drwił ze wszystkich, nie wyjmując brata i myślał tylko aby go półmisek nie ominął.
Około niego siedział Burdziłł litwin pono od Oszmiany, mała figurka w kształcie beczułki, młody, czupryna do góry najeżona, wąs nastrzępiony, wargi duże oddęte, różowe, uszy ogromne, otyły nad wiek, zasapany i jedzący chciwie.
— Patrzajże panie Jakóbie — mówił młodszy Iwanowski do Burdziłła, który ogromne kawały mięsa z pośpiechem sobie do ust pakował i policz-