Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sagiem była ta nadzwyczajna piękność, któréj i za miliony nie kupić.
Szlachta dobrze wiedziała, że to kąsek nie dla niéj — ale na takie cudo choć popatrzéć miło — oczy napaść i podumać co by za szczęście było — gdyby się to stało — co się stać nie może.
W Pacewiczach dwór był nowy, przez nieboszczyka wystawiony na miejscu starego i lichego, który byłby się rozwalił sam, gdyby go w czas nie zburzono. Borkowski choć się na budownictwie nie znał, ale człek był energiczny i — czuj duch! Gdy zadysponował aby było jak należy, a rękę do góry podniósł i wąsa pokręcił — ludzie skakali jak zaśpiewał.
Dwór też stanął co się zowie, choć drewniany, na podmurowaniu tylko, ale pokaźny, duży i jakby na wieki ufundowany. O piękność nowomodną się nie silono, stawiono go wedle dawnych tradycyi, dach wysoki, bo u nas dla samego śniegu powinien taki być — ściany niezbyt wyniosłe, ganek przestronny od dziedzińca, drugi strojniejszy od starego ogrodu i sadu. Wewnątrz było się gdzie mieścić, a że ludzi zawsze gościło wiele, izby były ogromne, jadalnia choć na pięćdziesiąt osób, do przyjęcia przyjaciół bawialny pokój mało co mniejszy.
Pułkownik wielu rzeczy ciekawym będąc, włócząc się po świecie, przyjaciół mając nie mało, nazbierał osobliwości różnych podostatkiem i niemi dom przystroił tak, że i pan by całą gębą nie po-