Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o miłości swéj, pannie i sobie nie dawał spoczynku, a z ofiarami się wcale nie liczył. Tak samo gdy go z rozpaczy opanowała pobożność, modlił się po dniach całych, krzyżem legiwał, dyscypliną się do krwi biczował i suszył tygodniami.
Rozdzielić się nie umiał według przysłowia — et haec facienda et alia non omittenda — całkowity się zawsze oddawał. Były już nań z kolei lata, w których zapalczywie myśliwstwem się zajmował; rok czy dwa się w książkach kochał; miał raz pasyę do koni i wiele na nie tracił. Na ostatku, wszystko pochłonęła miłość dla pułkownikównéj.
Doznawszy w niéj zawodu... nie wiedział już czém się pocieszać miał. Można się było obawiać, że tak samo jak inne namiętności chwyci go passya do kieliszka na frasunek. Lecz bratu horodniczemu wszystko to milszém było i znośniejszem niż konkury o pannę Teklę.
Dwór w Wyżynce po rodzicach wzięty, wystawiony był, jak wiele innych na starem horodyszczu, którego wklęsłe w ziemię wały, porosłe drzewami jeszcze dokoła rozeznać się dawały. Był to budynek obszerny, nie piękny, ale poważnie się prezentujący zdala ze swym olbrzymim dachem w dwie kondygnacye, kominami jak wieżyce i chorągiewkami herbownemi na dachu.
Podwórze, na wszelki wypadek, bo się nieraz od zajazdów bronić było potrzeba, opasane było mocnemi ostrokołami, a bramy wjazdowe ciężkie, ogromne, kryte, z daszkami wyglądały jak baszty.