Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

świecie teraz wiele. Chce się im pańsko wyglądać, a konopiami je czuć zawsze.
Oniemiał Osmólski.
Po małym spoczynku księżna dodała.
— Prawdziwą we mnie obudza kommizeracyą wasza pułkownikówna, bo takie kabacikowe Wenery zawsze smutnie kończą. Patrzy to wysoko, a upada nisko.
Na tak dobitnie potępiający wyrok nikt nie śmiał odpowiadać, przyjęto go milczeniem dziwnem.
Przeor dominikanów tylko westchnął i szepnął: — Quod bonus Deus avertat.
Widząc, że nikt jéj nie potakuje, nawet domownicy, księżna ciągnęła daléj.
— Panna widocznie na rozum i nauczkę choruje. Widzieliśmy już za dni naszych takie przewrócone głowy kobiece... gdzie fundamentu religijnego niema.
— W. Ks. mość — przerwał przeor, — dozwoli mi stanąć w obronie pułkownikowéj, która jest bardzo pobożną i córkę téż w wierze świętéj katolickiéj wychowała.
— Nie przeczę, nie przeczę — odparła podrażniona gospodyni — te panie mają tu w was wszystkich gorliwych obrońców. Lecz dodać muszę, iż mało głów kobiecych nawet z religią się w przyzwoitéj mierze umie utrzymać, gdy na rozum zachoruje. Słyszałeś może ojcze o pani Estkowéj?
— Nie...