Przejdź do zawartości

Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Narzekała księżna iż teraz takie nastały czasy, gdy wszyscy zapominali o swéj kondycyi — chwaląc się z tém, że ona, choć książki lubiła i czytała, spiżarni swéj i motków nie zaniedbywała.
Panna Tekla, choć się to do niéj nie stosowało, zabrała głos śmiało i za matkę odpowiedziała księżnie, iż mało téż osób na świecie do téj perfekcyi dojść może, z któréj księżna pani słynie, równie będąc wielką statystką, gospodynią jak panią domu gościnną i uprzejmą.
Ostatnie słowa tak wyraźnie zuchwale karciły niegrzeczność wojewodzinéj, iż od drgnienia nie mogła się powstrzymać.
Otaczający, których oczy i uszy były zwrócone ku pannie Tekli, osłupieli słysząc jéj odpowiedź, lecz z twarzy ich mogła księżna wyczytać, iż po stronie śmiałéj panny stawali. Zwiększyło to gniew wewnętrzny gospodyni i po krótkim namyśle, odcięła się ironicznem spostrzeżeniem o wychowaniu młodych osób teraźniejszém, które wiele na przyszłość wróżyć dozwalało. Dwuznacznem to było.
Panna Tekla nie podnosząc już tego i w dalszą się nie wdając rozprawę, zagadnęła o coś ks. Przeora — a po nim z kolei kilku otaczających z taką swobodą i wesołością — jakby najmniejszéj niedoznała przykrości.
Wcale inaczéj to widzenie się z księżną zawczasu sobie wyobrażała sama pułkownikowa, miała nadzieję poufnie polecić swą sprawę księżnie.