Strona:Przybłęda Boży.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czem ciągną do domu. Ludwik jest głową rodziny, zarabia na jej utrzymanie, któregoś dnia rodzica odbija z rąk policjanta. Wreszcie, nie mając innej rady, wyjednał u elektora, że część ojcowskiej pensji odtąd wypłacano jemu. Urzędowa kuratela dziewiętnastoletniego chłopca nad zezwierzęconym ojcem; nad tą karykaturą ojca, który nigdy nie umiał ani chciał przybliżyć się do rzeczy jego dzieciom bliskich. Pijaka zwolniono ze służby, wypłacając mu odtąd połowę pensji 200 talarów, podczas gdy reszta osobliwej tej „emerytury“ przekazywana była Ludwikowi na utrzymywanie rodzeństwa. I dogorywała owa mizerna szmata ludzka, bez woli, bez przebaczenia.
Dziw, że tenże Ludwik mógł lata swego życia, podkrążone tak niesamowitym cieniem życia domowego, w dojrzałych, późnych czasach nazywać latami promiennego wesela i niepowrotnej pogody...

A jednak nie zaznał przez całe życie tylu barw jasnych i uśmiechów, co w tych ostatnich dwu latach pobytu w Bonn, które najintensywniej wpłynęły na ukształtowanie dorastającej umysłowości i już szeroko buchających płomieni twórczych.
Gdy nowy elektor po czteroletnich oszczędnościach otworzył nowy teatr nadworny (z wysunięciem opery na plan pierwszy), Beethovena zaangażowano z altówką do książęcej orkiestry. Tej okoliczności zawdzięcza on wszechstronne wniknięcie w tajemnice techniki orkiestralnej, opanowanie kunsztu instrumentacyjnego i poznanie całej ówczesnej literatury symfonicznej, melodramatycznej i operowej. Orkiestra, którą wytrawnie kierował Józef Reicha, skupiła szereg wybitnych artystów, a wśród nich jednym z najmniej głośnych był rozczochrany alcista. Serdeczniej zbliżył się do Ludwika flecista zdolny, wysoce na filozofji