Strona:Przybłęda Boży.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się poddać nie mógł nigdy przedtem, ta niezaznana nigdy radość nieskrępowania. Umysł więc w nauczycielu był nieprzeciętny, polot szeroki, odczucie twórczych pędów głębokie, niewyuczone, przeżyte, samodzielne i wyzwolone. Pierwszy rozumiejący przyjaciel, po ojcu Renie pierwszy powiernik gadający głosem zrozumiałym.
Sam po dwunastu latach pisał do Neefe’go: „Dzięki panu za radę, jakiej tak często zaznawałem przy postępach w mojej boskiej sztuce. Jeśli kiedyś będę wielki, to i pana w tem będzie udział“.
A Neefe tak się wyraził o swojem uczuciu: ...„chłopiec jedenastoletni o wielce obiecującym talencie. Gra bardzo biegle i z siłą na fortepianie, doskonale czyta nuty i chcąc rzec wszystko w jednem słowie: gra przeważnie „Das wohltemperierte Klavier“ Sebastjana Bacha, które mu do rąk dał pan Neefe. Kto zna ten zbiór preludjów i fug we wszystkich tonacjach (który nazwać można prawie naszem non plus ultra), ten wie, co to znaczy. — Młody ów genjusz zasługuje na poparcie, aby mógł podróżować. Stałby się niewątpliwie drugim Mozartem, jeżeli tak będzie postępował, jak zaczął“.
„Drugi Mozart“ tymczasem jeszcze nie znał pierwszego. Pod kierownictwem nauczyciela pracuje ciężko, twardo i radośnie.
Wielkiemi latarniami w mrokach pierwszej drogi są mu Händel, Haydn, Mozart, marmurowym, nieskalanym pod stopami gruntem: Jan Sebastjan Bach. Beethoven, Paraklet nowego testamentu Muzyki, w którego wedle słów muzyka nowoczesnego wierzyć trzeba tak samo, jak w jej Mojżesza — Bacha — korną czcią otacza tę wielką puściznę, z okiem natężonem i skupioną brwią, jak się ogląda nieśmiertelność zjawy, której śmiertelna część odeszła. Bardziej młodzieńcza, krucha ciekawość pchała