Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

On pierwszy wspomniał o powrocie profesora. Ale jednak zachowała się fatalnie. Siedzi tam teraz biedak u siebie i gryzie się. Jak mogła być dlań tak niedobra! Już to samo wydało się jej obrzydliwością, że wyzyskała swoją przewagę wobec człowieka, który ją kocha. I w dodatku bez najmniejszego sensu. Bo przecież lubiła go bardzo, przecież jest zadowolona z jego pobytu w lecznicy, przecież jego towarzystwo jest dla niej prawdziwą rozrywką i naprawdę chciałaby go zatrzymać jak najdłużej.
Długo przemyśliwała nad tą sprawą i postanowiła wynagrodzić Kolskiemu zaraz nazajutrz dzisiejsze przykrości. Trzeba mu okazać jak najwięcej sympatii. Tak. I przeprosić. Zwyczajnie przeprosić, gdyż zawiniła.
Do przeprosin jednak nie doszło. A nie doszło z następujących powodów:
Następnego dnia wczesnym rankiem przywieziono z Nieskupy parobczaka, który znalazłszy w rzeczułce szrapnel z czasów wojny zabrał się do rozkręcania zardzewiałego ładunku. Przywieziono go straszliwie poszarpanego i Kolski nie dokończywszy śniadania przystąpił przy pomocy Donki do cerowania biedaka. Gdy już operacja była skończona i chorego przeniesiono do łóżka, Kolski i Donka wrócili do pokoju operacyjnego, by zrobić porządek. Otóż ściana między pokojem operacyjnym i ambulatorium była ścianą zbitą z cienkich desek. W ambulatorium słychać było wyraźnie każde głośniej wypowiedziane obok słowo. Jeszcze wyraźniej słychać było śmiech. A właśnie Kolski i Donka śmiali się raz po raz, śmiali się wesoło i swobodnie. W głosie Donki wyraźnie można było wyczuć kokieterię. Rozmawiali o jakichś tańcach. Później Kolski chwalił Donkę za jej gorliwość w sprzątaniu jego pokoju i w pewnej chwili powiedział:
— Gdy będę wyjeżdżał do Warszawy, to zapakuję panią do kufra i zabiorę.
— A pan doktor myśli, że Wasyl na to się zgodzi? — przekomarzała się Donka.
— Zrobimy to po cichu i ani się spostrzeże.
Łucja była oburzona. Chichotał z tą głupiutką dziewczyną. Zachowywał się jak sztubak. I co oni tam tak długo robią! Ta smarkata mizdrzy się, a jemu widocznie to sprawia przyjemność. To zupełna nieprzyzwoitość.
Nowy głośny śmiech poderwał Łucję.
— Już ja ją nauczę rozumu — powiedziała do siebie półgłosem.
Przy obiedzie z Kolskim zamieniła tylko kilka konwencjonalnych zdań, później zaś zawołała Donkę do apteczki i utkwiwszy w niej surowe spojrzenie powiedziała:
— Moja droga. Muszę ci zwrócić uwagę, że zachowujesz się bardzo niestosownie. Dziś słyszałam twoją rozmowę z pa-