Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chirurgowi nie pochwalałbym cofnięcia się przed nim. Zwłaszcza wtedy, gdy cofnięcie oznacza bezapelacyjną śmierć chorego.
— Ma profesor rację — przyznał Rancewicz, wstając również i spoglądając na zegarek. — Przystępuję do operacji, co tu ukrywać, przeświadczony o fiasku, lecz przystąpić należy.
Poklepał po ramieniu Jurkowskiego:
— No, kolego. Więcej ducha. Niech pan nie zapomina, że jesteśmy w tym szczęśliwym położeniu, że będziemy mieli przy operacji rezerwę w osobie profesora Wilczura. Jeżeli w trakcie zabiegu okaże się, że coś jest inaczej niż tu przewidywaliśmy, otrzymamy natychmiastową radę.
Punktualnie o godzinie jedenastej przywieziono Dobranieckiego do sali operacyjnej, i uśpiono. Wstępnych zabiegów, czyli otwarcia czaszki miał dokonać docent Biernacki przy asyście doktora Żuka. Gdy trepanacja dobiegała końca, do sali wszedł profesor Wilczur wraz z Jurkowskim i Rancewiczem. Wokół zebrali się niemal wszyscy lekarze obecni w lecznicy. Profesor Wilczur zbliżył się do stołu i pochylił się nad otwartą czaszką.
Wszystko zdawało się potwierdzać trafność diagnozy. Na miejscu kości potylicznych, trzema wypukłościami wystawał odkryty mózg: dwa białe płaty kory mózgowej gęsto pokryte