Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziestki. Miał na sobie bardzo jasne i świetnie odprasowane ubranie. Skłonił się nieznacznie i zwrócił do Łucji:
— Pani chciała się ze mną widzieć?
— Tak, panie doktorze. Jestem doktor Łucja Kańska. Współpracuję z profesorem Wilczurem.
Wyciągnął do niej sztywną rękę:
— Mam przyjemność znać panią z widzenia i ze słyszenia. Czym mogę pani służyć?
— Cała moja nadzieja w panu. W aptece radoliskiej nie ma szczepionki pasteurowskiej, a boję się zwlekać z odwiezieniem do Wilna...
— Kogóż to pogryzł wściekły pies? — zaciekawił się.
— Profesora Wilczura.
Pawlicki nie mógł opanować wrażenia:
— Ach... Profesora Wilczura...
— Tak. I w aptece powiedziano mi, że pan doktor niedawno sprowadzał szczepionkę...
— O której nastąpiło pogryzienie?
— Przed pięciu, mniej więcej, godzinami.
Pawlicki wydął wargi:
— No, jeżeli tak, to żadnego poważnego niebezpieczeństwa nie ma. Profesor Wilczur zdąży na czas dojechać do Wilna.
— Bywają jednak wypadki. — zauważyła Łucja — że nawet krótka zwłoka jest nie do naprawienia. I jeżeli pan doktor ma szczepionkę, byłabym nieskończenie wdzięczna.
Pawlicki przygryzł wargi i zmarszczył brwi. Wiedziała, że waha się, że walczy ze sobą. Że nie może się zdobyć na decyzję.
Wreszcie powiedział:
— Nie przypominam sobie dokładnie. Zdaje się, że mi jeszcze została. W każdym razie nie mam jej tu ze sobą, tylko w Radoliszkach.
— Byłam tam w pańskim domu. Małżonka pańska powiedziała, że bez pańskiej dyspozycji nie może mi nic wydać. Jeżeliby jednak pan doktor był łaskaw napisać kartkę...
Pawlicki przecząco potrząsnął głową:
— To nic nie pomoże. Wszystkie specyfiki mam zamknięte, a kluczy z zasady nikomu nie daję.
Łucja załamała ręce:
— Więc cóż ja pocznę!
Pan Jurkowski chrząknął głośno:
— No to nie ma rady. Doktorek musi jechać sam. Gościnność gościnnością, kolacja już na stole, ale sam rozumiem, że zatrzymywać nie mam prawa.
— Pewno, że nie. Wielka szkoda, ale cóż na to poradzić — przyznała jego matka.
Pawlicki wzruszył ramionami: